Witam,
mam dość beznadziejną sytuację, liczę, że może na tym forum ktoś mi podpowie, jak postąpić wobec NFZ... Do najbliższego poniedziałku muszę zdecydować, co robić...
W dramatycznych okolicznościach przejęłam prowadzenie niewielkiej poradni funkcjonującej przy stowarzyszeniu po koledze, który w ciężkim stanie został zabrany z pracy przez pogotowie. Wkrótce był operowany i przebywał na kilkumiesięcznym zwolnieniu. Ja w trybie pilnym przeszłam podstawowe szkolenie z mMediki. Portal nie wydawał się tak istotny jak znajomość programu do rozliczeń, a wspomniane indywidualne szkolenie, przeprowadzone przez "poważnego" partnera Asseco, okazało się po czasie, oględnie to ujmując, niewiele warte. W otrzymanej przeze mnie po koledze instrukcji prowadzenia naszej poradni miałam nie zwracać uwagi na ostrzeżenia, a jedynie na błędy weryfikacji świadczeń. Po paru miesiącach, gdy chciałam wprowadzić zmiany w harmonogramie jednego ze specjalistów, wprowadzonym zanim objęłam poradnię i niezgodnym z rzeczywistością, co było przyczyną wychodzących ciągłych ostrzeżeń przy jego wizytach, okazało się to już niemożliwe, portal nie przyjął takich zmian wstecz, należało to dużo wcześniej zgłosić do dyrekcji oddziału NFZ, tyle że ja po prostu wcześniej nie miałam takiej świadomości. Sytuacja ciągnie się wiele miesięcy, ja jestem zdana sama na siebie, szef stowarzyszenia nie ma pojęcia o co chodzi i się wścieka, że jest "jakiś problem" z NFZ, nikt u mnie w pracy nie zajmuje się poradnią oprócz mnie, brak mi wsparcia. Dodatkowo prowadzę także biuro i mam sporo innych obowiązków... Sprawa poradni to dla mnie ciągły wielki stres. Nie wiem, co robić i czy to da się w ogóle jeszcze jakoś wyprostować? Jakie mogą być konsekwencje takiej sytuacji? Z góry dziękuję za wszelkie sugestie i pomoc.